03.02.2010 Tolkmicko (niem. Tolkemit) - Historia Wysoczyzny Elbląskiej

Przejdź do treści





Karolina Banachowicz -  "03.02.2010 Tolkmicko (niem. Tolkemit)"; czyli "Dziadek Tadek. Niezwykła historia zwykłego człowieka"


Poniższy tekst pochodzi w całości z blogu Karoliny Banachowicz bylismystad.blogspot.com .

Jest to tylko tekstowy fragment większego projektu multimedialnego pt. „Byliśmy stąd - projekt artystyczny".

Dziękuję autorce za zgodę na wykorzystanie tekstu w historia-wyzynaelblaska.pl.


W każdej miejscowości w jakiej byłam [pisze Karolina Banachowicz] nie było problemu by znaleźć kogoś kto pamięta wysiedlania Niemców. W Tolkmicku jest Pan Tadeusz Jankowski urodzony 1933 roku koło Rawicza w poznańskim.
Bardzo dobrze pamięta te czasy.

W Tolkmicku było 5 rodzin polskich a pozostałe rodziny niemieckie.
Po ofensywie rosyjskiej sam był szykanowany przez Polaków a to tylko przez to że chodził do niemieckiej szkoły.
Był też burmistrz – samozwaniec który po wojnie zaczął rozliczać, szykanować i domagać się sprawiedliwości niejednokrotnie się przy tym bogacąc.


Pan Tadeusz podarował mi tekst napisany przez jego wnuczkę.
Jest to bardzo krótki i syntetyczny opis losów Pana Tadeusza zatytułowany;
„Dziadek Tadek. Niezwykła historia zwykłego człowieka“.
W całości go zamieszczam. Jest to dobry przykład kiedy to traumatyczność historii staje się po prostu gimnazjalnym wypracowaniem.

- Dziadku, dlaczego jesteś taki zamyślony?
- Och wnusiu! Przypomniałem sobie młode lata, kiedy jeszcze moja rodzina była w komplecie. . .
Wiem, że po takim wstępie na pewno popłynie kolejna, barwna i niezwykła opowieść o dziejach mojej rodziny.

Mój dziadek, Tadeusz Jankowski, urodził się 12 sierpnia 1933 r. w Szymanowie, w Poznańskim. Kiedy myślę o nim, przypominają mi się wypady nad wodę i on, w swoich kąpielówkach, uśmiechnięty od ucha do ucha.

Dziadek miał sześć lat, kiedy wybuchła II wojna światowa. Jako dziecko musiał borykać się z głodem, chorobami i innymi trudami wojennymi. Wiele razy był wysiedlany z miejsca zamieszkania. Najpierw pojechał do Rawicza, do swoich dziadków, a potem na Hel (1939-1940), do swoich rodziców, którzy wcześniej już tam wyjechali.


Kiedy Hel został zdobyty przez Niemców stał się punktem strategicznym dla armii niemieckiej (1941/1942), rodzinę dziadka wysłano na roboty przymusowe do Kadyn. Rodzice pracowali w majątku u Niemca Pryntza, który jak opowiadał mi dziadek był dobrym człowiekiem, co przemawiało za tym, że nie każdy Niemiec jest zły.

Jako mały chłopiec Tadeusz musiał dziennie obierać 100 kg ziemniaków. Oprócz tego musiał chodzić do niemieckiej szkoły (na początku do polsko-niemieckiej, ale szybko ją zlikwidowano). Uczęszczał tam tylko od 1 do 3 klasy, bo dalszą naukę przerwał koniec wojny. Mimo, że był Polakiem, dobrze się uczył. Kiedyś nauczycielka powiedziała mu; - "Tadeusz ist der beste Schuler in der Schule", miało to oznaczać; Tadeusz jest najlepszym uczniem w szkole. Dzięki temu zyskał większy szacunek ze strony nauczycielki i innych dzieci.

Wkrótce Stefan Jankowski, ojciec Tadeusza, znalazł się w obozie koncentracyjnym Stutthof. Chłopiec miał trudne dzieciństwo, składały się na nie ciężka praca i niepokój o los ojca. Na szczęście ten powrócił z obozu zagłady (marzec 1945 r.).

Do dziś mój dziadek pamięta to zdarzenie i tak je wspomina.

Pewnego wieczoru, kiedy mama prasowała ubrania żołnierzom, a ja obierałem ziemniaki, wyjrzałem za okno i zobaczyłem brudnego, zarośniętego i bardzo chudego człowieka. Jedynie wyraz twarzy tego mężczyzny był mi znajomy. Wtedy zawołałem;
- Mamusiu, tata wrócił!
Matula odpowiedziała; - Co ty mówisz dziecko? Rzeczywiście okazało się, że to mój ojciec. Od razu mama zagrzała wody i tata się umył, dopiero wtedy wyglądał jak człowiek.

Rodzina odzyskała ojca, ale nie na długo. Po wyzwoleniu Kadyn i Tolkmicka przez armię Konstantego Rokossowskiego rodzina przeprowadziła się do Tolkmicka, gdzie dziadek mieszka do dziś. W wyzwoleniu uczestniczyli Rosjanie i to oni zabierali mężczyzn kobiety do pracy, którą było porządkowanie miasta, miedzy innymi grzebanie ludzi, którzy zginęli w czasie działań wojennych. Niestety ojca dziadka też zabrano, na szczęście matka wyprosiła swoje pozostanie przy rodzinie, gdyż miała piątkę dzieci.

Dziadek mówił, że podszedł do ojca i zapytał; - Tato kiedy wrócisz do nas?

Ojciec mu odpowiedział; - Wracaj do domu i powiedz mamie, żebyście nigdzie nie wyjeżdżali, bo jakby co, to będę wiedział, że mam wrócić do Tolkmicka.

Od tej chwili słuch po nim zaginął i nikt więcej z rodziny go nie widział. Słyszano, że był potem w Tolkmicku, ale prawdopodobnie to tylko plotki.

Pomimo polskiego pochodzenia mały Tadeusz doświadczył wielu upokorzeń, Polacy dokuczali mu gorzej od Niemców, a wszystko przez przymusową naukę w niemieckiej szkole.
W 1945 r. jego matka zaczęła pracę w zakładach ceramicznych. Właśnie wtedy mój dziadek jako najstarszy z rodzeństwa musiał opiekować się braćmi i siostrami. Rok później poszedł do III klasy szkoły podstawowej, chociaż już ją skończył, ale do wyboru była tylko ta klasa z powodu niewielkiej liczby chętnych do klasy czwartej. Po szkole pracował ale za połowę tego co dostawali starsi. Zdał egzamin do szkoły budowy okrętów, lecz nie kontynuował nauki z braku pieniędzy.

Wręcz zmuszony przez sytuację finansową rodziny zaczął pracować w rzeźni w Tolkmicku. Potem pracował w tzw. Służbie Polsce, gdzie wraz z innymi budował Trasę W-Z. Wtedy został zwerbowany do szkoły górniczej w Tarnowskich Górach. Po jej ukończeni rozpoczął staż i pracował w kopalniach „Michał“ w Michałowicach I „Bobrek“ w Bytomiu przez następne siedem lat (do lutego 1957). Za czasów Bolesława Bieruta dziadek jako najmłodszy rębacz strzałowy był członkiem delegacji na „Barbórce“ w Warszawie w 1956 roku. Po kilku latach przeniósł się do Zakładów Ceramicznych w Nadbrzeżu. Pracował tam do zamknięcia  zakładu, czyli do końca 1958 roku [!].

13 lipca tego samego roku dwudziestopięcioletni Tadeusz wziął ślub z miłością swojego życia, Anną Kowal. Doczekał się trojga dzieci. Rozpoczął pracę w melioracji wodnokanalizacyjnej, a od lipca 1962 r. – w Zakładzie Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego w Tolkmicku. Jako brygadzista pracował tam do marca 1981 roku. Zaczął chorować.

W październiku 1981 roku przeszedł na emeryturę.  

Źródło: Karolina Banachowicz bylismystad.blogspot.com [dostęp:07.07.2013]

Powrót
Wróć do spisu treści